niedziela, 16 czerwca 2013

rozdział 1

Parę razy odzyskiwałam przytomność ,ale nie na zbyt długo żeby otworzyć oczy.Zresztą nawet gdybym była wszystkiego świadoma nie miałabym na to siły.Śniło mi się coś pięknego ,latałam ze skrzydłami anioła.Obok mnie latali mama i tata.To było nad piękną łąką w środek lata.Czułam się taka szczęśliwa jak nigdy.Pod nami rosły kolorowe kwiaty ,które tak pięknie pachniały.
Ale nie można śnić wiecznie i kiedyś trzeba się obudzić ,nie ważne jak bardzo nie chcemy tego robić.
Miałam już trochę więcej siły.Wyłapywałam pojedyńcze słowa ,które wypowiadano wokół mnie.Niestety żadnego z nich nie rozumiałam.Powoli zaczęłam otwierać oczy.Poraził mnie blask światła rzucanego przez lampę z kryształkami ,która zwisała z sufitu.Szybko zacisnęłam powieki.Za chwile znów podjęłam próbę obejrzenia pokoju.Tym razem mi się udało.
W pokoju nie było nikogo.Tylko ja leżąca na niezwykle wygodnym łóżku.Rozejrzałam się po pomieszczeniu.Kawowe ściany.Drewniana podłoga ,kilka szafek podstawionych pod ścianom i wielkie lustro wiszące na ścianie.
Nie wiedziałam co tu robię.Powoli zaczęły do mnie powracać obrazy ostatniej nocy.Dlaczego jeszcze żyłam?Cóż widać dużo rzeczy nie wiedziałam.Powoli zaczęłam podnosić się z łóżka i od razu zakręciło mi się w głowie.Powoli podeszłam do lustra.
Wyglądałam...inaczej.Cera niegdyś śniada teraz była biała jak śnieg.Moje zielone oczy były całe czerwone ,tak jakbym trzymała je z parę godzin w wodzie z chlorem.Aż otworzyłam buzię ze zdziwienia i okazało się że miałam małe zaostrzenie na końcu zębów.Krzyknęłam cicho.
Wyglądałam jak nie ja.Instynktownie zrobiłam kilka kroków od lustra przez co znów zakręciło mi się w głowie.
Ktoś musiał mnie tu zabrać.Musiałam z tond wyjść i to jak najszybciej.Nie miałam pojęcia gdzie jestem ,ale to nie miało najmniejszego znaczenia.Tylko się z tond wydostać.Myślałam gorączkowo.
Czy ten ktoś kto mnie tu zabrał jest tu,pozwoli mi wyjść ,czy może coś mi zrobi.Nie mogłam ryzykować.Musiałam mieć broń ,jakąkolwiek.Tylko co?Rozejrzałam się znów po pokoju.Teraz zauważyłam że w rogu pokoju stoi drewniane krzesło.Nie wyglądało najsolidniej.Pomimo mdłości i zawrotów głowy szybko podbiegłam do niego i z całej siły rzuciłam o ścianę,modląc się w duchu żeby drzwi były dość grube żeby nikt mnie nie usłyszał.Wciąż żucałam krzesłem o ścianę ,aż do momentu kiedy jego noga odpadła.Wzięłam ją do ręki.Z jednej strony miała zaostrzenie.
Od razu poczułam się trochę bezpieczniej.
Ruszyłam w kierunku drzwi z głośno bijącym sercem.Ścisnęłam i pociągnęłam klamką w moim kierunku.Na szczęście były otwarte.
Ruszyłam korytarzem kierując się do nieznanego.
-Stój-usłyszałam stanowczy męski głos.
Od razu się odwróciłam.
Przede mną stał wysoki chłopak.Chyba nawet w moim wieku.Miał przydługie brązowe włosy.W orzechowych oczach błyskały ogniki.Muszę przyznać ,że był bardzo przystojny.
 -Spokojnie-powiedział spokojnym tonem ,a ja jeszcze mocniej ścisnęłam moją prowizoryczną broń.
-Puść to-zażądał równie delikatnym tonem co przed chwilą.
-Nie-odpowiedziałam cicho ,ale z nutką stanowczości.
-Wszystko ci wyjaśnie ,jak się nazywasz?
Przez chwile w głowie rozwarzałam czy mu to powiedzieć i jak mogło by mi to zagrozić.Ale uznałam ,że chyba moge zdradzić mu swoje imię.
-Reachel-powiedziałam równie cich co poprzednio.Chłopak tylko uśmiechnął się delikatnie i powiedział.
-Piękne imię.Ja jestem Dereck.Bardzo miło mi cię poznać ,ale było by jeszcze milej gdybyś odłożyła to drewniane coś-mówiąc to wskazał głową na moją,,broń''
W odpowiedzi tylko potrząsnęłam głową.To było moje jedyne narzędzie ochrony i nie zamierzałam się z nim rozstawać.
-Dobrze ,nie to nie-podniusł ręce w geście ochronnym-wiem ,że to nie możliwe teraz według ciebie ,ale naprawdę nie chcę ci robić krzywdy.Wczoraj w nocy stało się coś.Moja przyjaciółka cię zaatakowała.To nie była zwykła napaść.Wczoraj stało się coś co nie miało się stać ,ale się stało.Nie jesteśmy zwyczajni.Na świecie istnieją osoby obdarzone innym duchem niż inni.Takimi osobami są na przykład ty ,czy ja.Dzięki temu procesowi można stać się kimś więcej niż zwykli ludzie.Ja się taki stałem.Ty też będziesz musiała.
O co mu do cholery chodziło.Morze wczoraj mnie znależli na tej ulicy i zawieżli do wariatkowa.Niestety.Luksus panujący na korytarzu podpowiadał mi ,że nie o to chodzi.Widać jestem w domu jakiegoś szaleńca.Chyba lepiej było nie niszczyć jego teori o jakimś nadzwyczajnym świecie.Morze jakbym zagrała w jego świecie jakąś role to mnie stąd wypuści..
-O czym mówisz-Spytałam starając się by mój głos nie drżał.
-O tym kim jesteśmy ,o tym kim ty się staniesz-o nie powiedział my a potem o mnie czyli musiało yć tu więcej tych wariatów-chodzi o to ,że tym czymś więcej staniesz się też ty.Staniesz się wampirem.
Przerażało mnie w tej chwili nie to ,że byłam w obcym miejscu ,obok jakiegoś wariata ,których pewnie było więcej.Przerażało mnie to ,że przez moment poczułam ,że to prawda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz